W zakładce "Z dzieckiem do KOŚCIOŁA" w menu bocznym postanowiłem zamieścić wywiad przeprowadzony z jednym z księży należącym do parafii Rzymsko-Katolickiej.
Przytoczę cytat:
"A gdy chodzi o rozrabianie dzieci, na pewno trzeba mieć na względzie innych uczestników liturgii. Jeśli się zdarzy, że dziecko zacznie marudzić i krzyczeć, to najlepszym rozwiązaniem jest schronić się w zakrystii lub przedsionku kościoła."
(koniec cytatu).
Jestem ojcem 2.5-letnich bliźniaków i powiem szczerze, ludzie którzy powinni być miłosierni, bo do tego namawia kościół, na mszy zachowują się bardzo egoistycznie. Te spojrzenia na mszy, bo jak dziecko śmie przejść się po kościele (chodzenie przecież nie jest głośne), te reakcje po mszy kiedy podchodzą i mówią, że nie powinniśmy zabierać dzieci bo nie stoją, czy nie siedzą spokojnie a przejdą sie nawet nie hałasująć. Żeby tylko. Sam niedawno słyszałem jak ksiądz grzmiał z ambony, aby wyprowadzono z kościoła dziecko, które płakało (rodzic już z nim wychodził, ale ksiądz chyba tego nie widział). Wtedy "kopara mi opadła".
Trzy tygodnie temu poszliśmy do kościoła, ale stanęliśmy przed kościołem, aby nie wkurzać tych "miłosiernych" katolików, i po chwili przybyło jeszcze 6 rodzin z małymi dziećmi. Wszyscy stali przed kościołem. To było smutne. Człowiek może zwątpić. Zwątpić w wiarę, w ludzi, w zwykłe zrozumienie. Chce być blisko Boga, a musi krążyć wokół kościoła jak jakiś trędowaty, odszczepieniec, bo boi się wejść do środka.
Czy też macie podobne przypadki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz